wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 11

W niedzielę rano obudziłam się z dziwnym uczuciem w brzuchu. Nie, to nie był głód. Dziwne przeczucie...
''Czegoś wczoraj nie zrobiłam? O czymś zapomniałam? Pomyślmy...
Przeszukałam bibliotekę;
Znalazłam informacje;
Wyćwiczyłam patronusa;
Przywaliłam Pansy;
To co jeszcze? To ''uczucie'' jest dziwne. Jakbym o czymś zapomniała, ale wcześniej... Jakby wszyscy o tym wiedzieli... Oprócz mnie... ''To'' nie jest ból fizyczny. Bardziej psychiczny. Ale czy to ból? Nie... To raczej miłe mrowienie w okolicach brzucha...
Spojrzałam na kalendarz, który znajdował się na ostatniej stronie mojego pustego, mugolskiego zeszytu.
Gdy  zrozumiałam jaki dzisiaj mamy dzień, obróciłam się twarzą do sufitu i zaklęłam.
''4 listopada... urodziny... i to nie byle kogo - moje... świetnie...''
Urodziny zawsze kojarzyły mi się z czymś nieprzyjemnym. Greenowie zapraszali najgorsze dziewczyny ze szkoły i przynosili mi kawałek tortu, 2x2x4 centymetry. Najgorsze dziewczyny, znaczy, najgorzej mnie traktujące.
''Ciekawe, jak w tym roku przeżyję urodziny? Kończę dzisiaj... 16 lat... słodka szesnastka...''
Ubrałam się w moje mugolskie ubrania i poszłam na śniadanie do Wielkiej Sali. Przy stole Gryfonów spotkałam Theę, jeszcze nie do końca rozbudzoną.
- Och... Jul... Aaayyy... - ziewnęła. - Jesteś... Wszystkiego najlepszego...
- Dzięki... - przytuliłam Theę i usiadłam obok niej.- Pierwsze życzenia... może i ostatnie...
- Nie gadaj tak... Przecież dowiedziałyśmy się o twoich urodzinach na Wróżbiarstwie ze Ślizgonami. Na pewno KTOŚ złoży ci jeszcze życzenia...
- Myślisz, że Camila złoży mi życzenia?
- yyy... Naturalnie... tu nie ma o czym gadać... Ale ja nie o Camili mówiłam...
   Zrozumiałam o co jej chodzi.
- Że niby Draco..?
- Tak! Przecież jesteście razem, no nie?
- Znaczy... nie wiem...
- Jak to ''NIE WIESZ''?
- To nie jest do końca jasne... no bo... całowaliśmy się i...
   Thea popatrzyła na mnie zdziwiona i szczęśliwa za razem.
''Właśnie... o tym małym epizodzie w łazience jej nie powiedziałam... Ups...''
- CAŁOWALIŚCIE SIĘ? I ty się zastanawiasz czy jesteście razem?
- No... on jest Ślizgonem...
- ... A jak już o Ślizgonach mówimy...
   Thea obróciła mnie. Zobaczyłam przed sobą Camilę.
- Wszystkiego najlepszego!
   Przytuliła mnie i usiadła przy stole Gryfonów. Najwidoczniej nie chciała być narażona na następne ''prezenty'' od Pansy.
- I jak tam Ci mija szesnastka, co? - zapytała. - Ja miałam urodziny wcześniej. 13 czerwca.
- A... to najlepszego... Szesnastka mija mi normalnie. Jak każdy inny dzień...
- Ciekawe... - powiedziała Thea. - Ciekawe czy dostaniesz jakiś prezent...
   Przypomniała mi się książka którą całkiem niedawno dostałam od Greenów.
Gdy popatrzyłam na swoją jajecznicę w kształcie bliżej niezidentyfikowanej brei, chciało mi się wymiotować.
- Muszę się trochę przewietrzyć... wrócę za... godzinę...

                                            ***

Ubrałam się w mój długi, brązowy płaszcz i poszłam nad jezioro. Żółte i brązowe liście opadały wolno na ścieżkę. Uwielbiam jesień, i cieszę się, że urodziłam się w listopadzie. Gdybym urodziła się w zimie albo w lecie, pewnie byłabym zgryźliwą babą, taką jak pani Irma z biblioteki. Za bardzo tęskniłabym do tej pięknej pory roku. Oczywiście, co roku nadchodziłaby jesień, ale to nie to samo - urodzić się o tej porze roku, a tęsknić za nią.
Wiatr poruszał leniwie gałęziami drzew, a woda próbowała swoimi falami dotknąć moich butów. Usiadłam na kamieniu, który woda przeniosła na tą stronę jeziora. Lubiłam takie miejsca. Takie, w których jestem tylko ja i natura. Nie lubię, gdy w takich chwilach przychodzi do mnie jakiś człowiek. Ale wtedy, miał miejsce pewien... wyjątek.
- Witaj...
   Usłyszałam męski głos. Spojrzałam za siebie.
- Draco! - Blondyn stał za mną. Uśmiechał się ciepło. W takich chwilach, mogłabym dla niego zrobić wszystko. - Jak miło że przeszedłeś. Śledziłeś mnie?
- Nie... - zaśmiał się cicho.  - Po prostu zobaczyłem, że wychodzisz z zamku... Zaczekaj chwileczkę...
   Podeszłam do niego bliżej. Draco wyjął coś z kieszeni. Było to małe, brązowe pudełko.
- Wszystkiego najlepszego... - Draco uśmiechnął się wdzięcznie i otworzył pudełko.
   Znajdował się tam srebrny łańcuszek, na którym było zawieszone małe, również srebrne serduszko, zakończone dwoma zawijasami, przypominjącymi dwa węże. A na końcach ów zawijasów, znajdowały się dwa kryształki.



- To taki... prezent... Podoba ci się?
- Jesteś... przepiękny... Znaczy, jest przepiękny!
   Zaśmiał się cicho.
- Założę...
   Draco odgarnął mi włosy z szyi i założył mi naszyjnik.
- Wyglądasz... pięknie...
   Wbił wzrok w swoje buty i odchrząknął aby zatuszować zmieszanie.
- Wiesz... wypadało... więc... może... Przejdźmy się... - powiedział.
- Tak...
   Szliśmy ścieżką, którą kroczyłam na początku. Z tą różnicą, że zmieżaliśmy do szkoły. Wisiorek na mojej szyi podskakiwał wesoło za każdym razem, gdy moja noga pokonała połowę drogi z jednego kamienia do drugiego, gdyż ścieżka ta była wykonana z płaskich kamieni. Mam ten zwyczaj z dzieciństwa - nigdy nie staję na szczelinach. Znaczy, próbuję nie stawać.
- Więc... - Draco przerwał ciszę. - Jesteśmy... razem...
- Napewno dla połowy Gryfonów i tych, którzy pofatygowali się i spojrzeli na kartkę przed moim Dormitorium... - zaśmiałam się.
- Tak... a tak dla nas...?
- Ważne czy chciałbyś, abym była twoją dziewczyną...
- No... y-khym...
   Draco był lekko zaskoczony moją wypowiedzią.
Zza bramy wyskoczyły nagle dwie istotki. Jedna miała na głowie burzę gęstych blond-loków i czarny, długi płaszcz do ziemi. Druga natomiast bawiła się długim, czarnym warkoczem, prawdopodobnie należącym do niej samej. Miała na sobie krótki płaszczyk we wszystkich kolorach tęczy, rozpoczynając od  krwistego amarantu (?), kończąc na zgniłym morskim, przypominającym kolor morszczynu wyrzuconego na brzeg około godziny 19.30 (!). Zapewne każdemu, komu bym ten opis przedstawiła, uznałby, że z zamku wyszła Camila Redswan i Thea Velvet. Teraz jednak nie uznałabym tych dwóch istotek za domniemane dziewczyny, ponieważ gdy istoty owe zobaczyły moją osobę, pierwsza (blondynka) stanęła przede mną jak wryta (nie obeszło się bez zdarcia obcasów), a za to druga zaczęła wymieniać słowa cisnące się na usta osobie A, która została zaskoczona istnieniem osoby B (ty... tutaj... jak to... dlaczego... przecież... itd.). Nigdy nie widziałam Thei i Camili w takim stanie, więc mogłam założyć, że Thea i Camila zostały porwane przez kosmitów, tak jak w mugolskich opowieściach. Zapewne gdybym opowiedziała o moich przypuszczeniach komuś... trzeźwo myślącemu, uznałby mnie za wariatkę (którą w głębi duszy jestem). Jednak teraz mało mnie to obchodzi...
- Juliet... Hm-hm... jesteś tu... - powiedziała Camila.
- Tak...
- I ty... Draco...
- Tak... - powiedział Draco.
   Na twarzy Thei pojawił się czerwony rumieniec.
- T-to my już musimy iść... - powiedziała Thea.
- yyy... Aaa...
   Zanim powiedziałam cokolwiek mądrego Thea i Camila były już daleko za nami.
- Ciekawość mnie zżera... - powiedział Draco.
- Myślisz o tym samym co ja?
- Chyba tak...
    I rzeczywiście... Chwilę potem lawirowaliśmy pomiędzy drzewami rosnącymi obok ścieżki. Po co? Szpiegowaliśmy Theę i Camilę. Sztuka ta wymagała zręczności akrobaty i gracji kota, ponieważ Camila miała bardzo dobrze wyczulony słuch. Oczywiście, Draco nie był w młodości pasjonatem chodzenia po drzewach, ani nawet zbyt częstego chodzenia do lasu, więc gdybym nie pokazywała mu gdzie ma postawić obcas, napewno zostalibyśmy szybko wydani.
Dziewczyny weszły do Zakazanego Lasu. Stanęły na małej polance. Obie rozejrzały się wokół, na szczęście nie widząc mnie i Dracona.
- Masz pióro? - szepnęła Thea.
- Tak... eliksir?
- Jest...
- Nóż?
- Jest...
- Czyli... możemy zaczynać...
   Thea wyjęła z kieszeni małą buteleczkę, z nieznanym mi, zielonym eliksirem, a także nóż. Nie byle jaki nóż. Nawet z daleka zobaczyłam bogato zdobioną rączkę i ciekawy, niespotykany kształt. Camila natomiast wydobyła z kieszeni długie i szare pióro. Thea polała pióro eliksirem i zbliżyła nóż do nadgarstka Camili. Na pióro spłynęła jedna kropla krwi, która natychmiast zmieniła się w zieloną maź.
- Krew Ślizgona... - powiedziała Camila. - Jest... zielona. Co teraz z tym robimy?
- Podobno to wszystko... teraz tylko znajdźmy Juliet...
- Szukacie mnie? - zapytałam, zdradzając naszą pozycję.
- Yyy... Juliet... yyy... Jesteś... super... dobra... skoro już tu jesteś, to może ci powiedzmy... - powiedziała Camila.
- A Draco? - zapytała Thea.
- Wtajemniczmy go...
- Ej... ale o co chodzi? - zapytałam lekko poirytowana.
   Camila podeszła do mnie podając mi pióro.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedziały razem.
- No... dzięki... ale co to ma znaczyć?
- To Bliźniacze Pióro. Dokładna replika tego z gabinetu McGonagal. Z tymi samymi ''danymi''... chyba rozumiesz...
- Czyli... że chcesz mi powiedzieć... że...
- Mamy pióro! - powiedziała Thea.
- Czyli... że...
- Jest twoje, Juliet. Nie cieszysz się?
   Mój mózg jeszcze nie do końca zrozumiał, czego właśnie byłam świadkiem.
- CIESZĘ SIĘ! I NAWET NIE WIESZ JAK BARDZO!
   Przytuliłam obie przyjaciółki.
- Chwila... czy ktoś może mi wytłumaczyć, o co tu właściwie chodzi?! - odezwał się nagle Draco.
- Tak, Dracusiu. - powiedziała Camila. - Wytłumaczę... widzisz, chcemy się dowiedzieć, przez kogo Juliet nie trafiła do Hogwartu, jak miała jedenaście lat.
- JAK?
- Słuchaj... więc, znalazłyśmy sposób, jak sprawdzić kto ostatni używał pióra. Ale sęk w tym, że do tego potrzeba ów pióra...
- Brawo, KUZYNECZKO...
- Cicho siedź! No... poszukałyśmy jeszcze trochę w bibliotece, zrobiłyśmy eliksir, pożyczyłyśmy od Hagrida pióro hipogryfa, i już!
- Znaczy, że teraz musimy tylko poczekać na pełnię? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedziała Thea.
   Odetchnęłam.
Podczas gdy Camila mówiła Draconowi o naszych zamiarach, zmieżaliśmy w stronę zamku. Więc gdy dziewczyna skończyła swoje przemówienie, nasza czworka przekroczyła próg szkoły.
Pierwzoroczni biegający po szkole w niedziele są zawsze na porządku dziennym. I chyba stał się codziennością fakt, że wpaść na mnie musi przynajmniej jeden pierwszoroczny tygodniowo. Nie wspomnę, że tradycją w Hogwarcie stało się również przekazywanie wiadomości przez wesołych jedenastolatków. I dzisiaj wpadł na mnie jeden pierwszoroczny. Oczywiście, z wiadomością, jakże by inaczej.


Panno Green, 
Mam nadzieję,że nie ma pani niczego zaplanowanego na dzisiejsze popołudnie. Jeśli nie - zapraszam do mojego gabinetu na godzinę 13. Drzwi będą otwarte. Proszę zapukać dwa razy, a potem wejść bez pozwolenia. 

Alastor Moody


- Co tam jest napisane, Juliet? - zapytała Thea. - Jakieś kłopoty? 
- Nie. Chyba... Moody zarządził lekcję KnZ-tu. Na trzynastą...
- Masz jeszcze pół godziny... - powiedział Draco. - Ale ja muszę już iść... A, Juliet! Pamiętasz co jest jutro? 
- ... Nie.
- Gramy pomiędzy sobą. Quidditch. Po szkole. Slytherin - Gryffindor...
- Aaa... no tak...
''Dam ci fory...''
- Ja właściwie, to też muszę iść... - powiedziałam. - Muszę jeszcze przecież odwalić pracę domową z Transmutacji...

                        ***  

- Witaj, Juliet... - powiedział Moody. 
   Dzisiaj w sali było zupełnie ciemno. Bordowe zasłony nie przepuszczały nawet małego promyczka. 
- Dzień dobry... - powiedziałam niepewnie.
- Dzisiaj zobaczę jak twój dar zachowuje się w różnych warunkach...
- A, właśnie... profesorze... niedawno...
- Tak, Juliet?
- Odkryłam nową umiejętność...
- Tak? Zademonstruj...
   Skupiłam się. Po chwili nad moją głową latał czarny orzeł.
- Hmmm... Bardzo ciekawe... Możesz TYM sterować?
- Oczywiście...
- TO mogą być nie tylko orły?
- Tak... Inne zwierzęta...
   Moody rozsiadł się wygodniej na swoim krześle.
- A... Ludzie?
- Ja... Nie próbowałam wyczarować człowieka...
- Nie zaszkodzi spróbować...
   Skupiłam się. Wyobraziłam sobie wizerunek... Pani Green. Była pierwszą osobą, która wpadła mi do głowy. Wyobraziłam sobie pogodną twarz mojej... byłej mamy. Przede mną zobaczyłam ciemny kształt. Był to kształt kobiety. Cień przybywał z każdego zakątka pokoju, i formował się w podobiznę człowieka, jak ziarenka piasku targane przez wiatr. Zaczęła mnie boleć głowa. Nagle. Każda kawałek skóry, każde ścięgno, całą czaszkę rozsadzał ból. Miałam mroczki przed oczami. Poczułam się, jakby moje serce przebiło rozżarzone dłuto. Nie mogłam być dalej skoncentrowana. Przykucnęłam na podłodze. Przestałam kontrolować dar. Cień rozpłynął się po pokoju. Zamknęłam oczy.
- Usiądź... - usłyszałam głos Moodiego. - Spisałaś się... Koncentrowałaś się na jakiejś szczególnej osobie?
- Tak... - powiedziałam lekko zdyszana. - Na mamie...
Moody zasępił się.
- Nie myśl o konkretnym człowieku... Pomyśl o człowieku, ale ogólnie... Nogi, głowa, ręce... Spróbuj jeszcze raz...
W tej chwili znienawidziłam Moodiego. Ale nie miałam wyjścia... Musiałam spróbować... Skupiłam się. Pomyślałam o figurze człowieka. Bez rysów twarzy, cech szczególnych. 
Cień, tak jak poprzednio, zaczął się zbierać przede mną. Mimowolnie zamknęłam oczy. To pomagało mi utworzyć lepszy obraz człowieka. Bałam się, że gdy tylko utracę jego obraz, znów poczuję przeszywający ból. Jednak nic takiego się nie wydarzyło...
- Możesz już otworzyć oczy... - powiedział Moody. 
   Auror uchylił trochę zasłony, aby lepiej widzieć stojącą przede mną czarną postać. Wyglądała prawie jak manekin. Nie miała ona oczu, nosa, ust. Miała za to ramiona i nogi, jak inni ludzie. Nie mogłam ulec pokusie, aby coś sprawdzić...
''Podnieś rękę...''
 Manekin wykonał moje polecenie. Uniósł do góry prawą rękę.
''Podejdź do mnie...''
Stało się to samo, co wcześniej - czarny manekin posłuchał.
- LUMOS! - Moody rzucił zaklęcie w stronę czarnej lalki, która natychmiast się rozpłynęła. - Dobra robota, Green. Teraz muszę sprawdzić jeszcze jedną rzecz... LEGILIMENS!
Dom Greenów...
Państwo Green...
List z zawiadomieniem o śmierci Greenów...
Biegnę do łazienki... 
Oparłam się o krzesło. 
''Jak on mógł?! Byłam już kompletnie wyczerpana po moich próbach wyczarowania człowieka, a on jeszcze chce mi penetrować umysł! Mam szczęście, że jakoś udało mi się przeszkodzić mu w zobaczeniu wspomnień o mnie i Draconie... Byłoby już o nas...''
- Przepraszam, Green... Dumbledore powiedział, że ''mam robić to, co chcę, tylko aby nie ucierpiał uczeń, i żebym nie łamał pewnych granic...''. Bardzo dobrze zareagowałaś, instynktownie. Zamknęłaś umysł, zanim zobaczyłem inne wspomnienia...
   Moody mówił dalej o tym, jak to ja się spisałam... Nie słuchałam go. Oparłam się łokciami o ławkę i zamknęłam na chwilę oczy. Gdyby tak udało mi się zasnął... Choć na kilka sekund... Zapomniałabym na chwilę o okropnym bólu... Znów powrócił...
- JULIET!
- yyy... Tak, profesorze?
- Pytam po raz trzeci i ostatni: Jakie odczucia towarzyszyły ci w trakcie wyczarowywania człowieka?!
- Odczucia... Bolała mnie głowa... i serce...
- Serce i głowa... - Moody rozsiadł się ponownie na krześle. - To może być po prostu wyczerpanie... 
    Słuchając następnego nudnego wykładu Aurora popatrzyłam w odsłonięty kawałek okna. Jak bardzo chciałam teraz wyjść na Błonia... Uciec od tego starego gbura, przez którego tu siedzę...
Zobaczyłam gromadę uczniów. Dokładnie uczennic. Nie widziałam dokładnie ich twarzy. Zobaczyłam za to jeden czerwono-złoty i z dziesięć zielono-srebrnych szalików. Ten czerwony miał kłopoty... Otoczyły go zielone... Ten widok rozpalił moje Gryfońskie serce. Zobaczyłam jeszcze jeden ważny szczegół - długi, czarny warkocz.
- Ja... przepraszam, profesorze... Muszę wyjść.
- Dobrze... Właściwie, to...
Nie usłyszałam końcówki. Biegłam już przez korytarz, aby pomóc Thei.

Gdy byłam na Błoniach, zobaczyłam, że Thea leży na ziemi. Wokół niej stoi osiem Ślizgonek, celujących w biedną Theę różdżki. A przed moją przyjaciółką stoi Mopsica i Millicenta Bulstrode,  za pewnie w formie obstawy.
- ... I pamiętaj, - usłyszałam z daleka piskliwy głos Pansy. - że masz powiedzieć Ciemnocie, że jeśli nie zostawi mi Dracusia, dostaniesz jeszcze więcej. Rozumiesz?
- Nie... - powiedziała Thea, dumnym, Gryfońskim głosem.
    Mopsica spojrzała na jedną dziewczynę, która stała obok niej.
- DOLORUS!
   Thea zwinęła się z bólu. Nie mogłam dłużej stać w bezruchu. Podeszłam bliżej.
- ZOSTAWCIE JĄ!
- Och! - powiedziała Pansy. Słyszałam nutę radości w jej głosie. - Widocznie nie muszę niczego zgłaszać... Posłuchaj mnie teraz, Ciemnoto. Zostaw Dracona, a więcej twoja przyjaciółka nie zazna MOJEGO nowego zaklęcia. To jak będzie?
   Otoczyły mnie cztery dziewczyny, które na początku stały przy Thei. Wyciągnęłam różdżkę, lecz było to zbyteczne. Zaklęciem nic bym nie zdziałała. 
- To jak będzie, Ciemnotko?
-  No wiecie co?! TO DZIECINADA! - powiedziała Thea.
- DOLORUS!
   Następne zaklęcie ugodziło Theę. Widziałam jak zaciska usta, aby nie krzyczeć. Moje serce błagało, aby ciało uratowało przyjaciółkę i staranowało przeciwników, ale mózg wiedział, że jest inne rozwiązanie. Leprze. Stałam tam, dwa metry od niej, i patrzyłam, jak ją torturują. Czułam się jak potwór.
- I co? - Pansy zwróciła się do mnie. - Nic z tego nie będzie? Och... jaka szkoda... Marry, następna seria!
   Machnęłam ręką. Wokół nas zapanowała ciemność. Byłyśmy jak zamknięte w niewidzialnym pudełku, wypełnionym czarną cieczą. Poczułam ból w okolicach oczodołów. Przechodził wyżej. Był jeszcze mocniejszy od tego z gabinetu Moodiego. Nagle przeszedł. Spłynął po mnie jak woda po kaczce. Zamrugałam. Najprawdopodobniej widziałam teraz więcej niż inni, ponieważ wszystkie dziewczyny, nawet Thea, wyglądały tak, jakby szukały w ciemności własnych rąk. Czarne obłoki, były dla mnie tylko szarą mgłą. Widziałam wszystko to, co jest w jej wnętrzu, oraz to, co dzieje się na zewnątrz. Cicho podeszłam do klęczącej Thei.
- Thea...
- JUL!
- Cicho... Złapię cię teraz za rękę, i wyjdziemy...
   Zrobiłam, co zamierzałam. Wyprowadzenie nic nie widzącej Thei, było większym wyzwaniem, niż się spodziewałam. Thea co chwila wpadała na Ślizgonki, które nie mogły nawet złapać jej wymachując rekami. W końcu wybiegłyśmy z pułapki.
- Och! Juliet! Dzięki że przyszłaś! TORTUROWAŁY MNIE! Pansy wymyśliła sobie zaklęcie! Dolorus... Czy jakoś tak... Nawet zapamiętałam ruchy: Obrót i wymach. Bolało jak diabli... Dobrze, że już po wszystkim...
--------------------------------------------
Teraz szczerze - czy rozdziały są odpowiedniej długości? Nie za krótkie, nie za długie?
I jeszcze jedno: wpiszcie w komentarzu ''Kriogenika''. Sprawdzam, czy czytacie to zielone :)
S.K. - KzP

4 komentarze:

  1. Moje zdanie na temat tego rozdziału już znasz. Ale ja się pytam gdzie jest notka o becie???!!! Sory, ale o swoje trzeba dbac...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kriogenika.Dobrze? Ja czytam zielone. Rozdział jest super!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ślicznie narysowałaś ten wisiorek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Jesteś = skomentuj
Przyjmuję krytykę