Muzyka:
Lana Del Rey - Once Upon a Dream
Następnego dnia na wszystkich lekcjach byłam niespokojna. Dzisiaj miałam przecież sprawdzić kto wysłał mi patronusa. Albo uszczuplić krąg podejrzanych. Podejrzanych... to tak negatywnie brzmi... może ktoś martwił się o mnie i chciał wypełnić swoją powinność? Zanim nie wyślę dementora, nie przekonam się.
Właściwie, to kto jest w tej wojnie negatywny? Gdyby to Greenowie usłyszeli... ale tak naprawdę, to kto?
Moimi prawdziwymi rodzicami są Lestrangowie. Przynajmniej Bellatrix. Wiem, ona jest Śmierciożercą, a Śmierciożercy zabijają. Ale może zabijała ze strachu przed Voldemortem? Jednak każdy kto zabija jest potworem.
Szłam z Draconem przez Zakazany Las. Było dość ciemno i zimno. Można się tego spodziewać po tej porze roku - jesień. Miesiąc tu przesiedziałam. Sprawdziany, oceny, nauka, nauka, nauka... piszę jeszcze w tym roku Sumy. przecież nie było mnie w tamtym roku w Hogwarcie. Nie mogę uwierzyć że tak szybko zleciało. Nie wiem nawet kim chcę być w przyszłości. Myślałam że zostanę głupią czarownicą bez ani jednego Suma. A tu się nagle okazuje, że poszłam do Hogwartu. Poznaję przyjaciół, itd, itd bla, bla, bla...
Szliśmy dłużej niż tamtym razem - mieliśmy Świstoklika. Był to stara i poszarpana mugolska piłka do baseballa. Szarpnięcie w pępku, zawrót głowy... charakterystyczne dla tego typu podróży. Tak samo jak dla teleportacji. Ja i Draco wylądowaliśmy na trawie przed Malfoy Manor. Twierdza wydawała mi się już trochę bardziej przyjazna, jednak machinalnie dotknęłam mojej prawej kieszeni od spodni. Od pierwszej wizyty w Malfoy Manor zawsze nosiłam zdjęcie mamy. Wszystko w środku było takie same - obrazy, lustra w złotych ramach, białe dywany. Wszystkie drzwi były na tym samym miejscu. Jakbym oczekiwała że drzwi nagle sobie pójdą. Cóż... Teraz to był dla mnie inny świat. Świat który był już mi znajomy. Teraz to był dla mnie... nowy dom. Tak trudno mi to powiedzieć... myśleć o tym... Teraz trudno mi nawet myśleć o czymś, bez łez w oczach. Trudno mi żyć jak inni. Chyba tylko sam Święty Potterek ma tak smutną biografię. Chwila... jak pomyślałam o Potterze? Święty Potterek? Przypominam Dracona. Wrednego Ślizgona. Gryfoński herb na szacie i czerwono-złoty krawat to tylko kostium. Maska. Jestem wężem w skórze człowieka.
Z Draconem od razu udałam się do gabinetu Luciusa. Podobno ostatnio dużo tam przesiaduje. Myśli, co zrobić z Redswanami. Nie wie co zrobić z nimi w przyszłości.
- Draco, Juliet, dobrze. Jesteście już. Myślałem że Świstoklik zawiódł. Nie mam do nich zaufania... dobrze... Juliet, co wie i czego nie wie Moody?
- Pytał o trudność z zaklęciami. Odpowiedziałam że mam trudność z Lumos. Pytał o sen. Powiedziałam że rozpamiętuję smoka z Hogsmeade i węża z OpCMu. Powiedziałam że dar zaczęłam zauważać gdy miałam 9 lat i że nie mam zaników pamięci.
Lucius wyglądał jakby myślał nad zwyczajną błahostką. Jakby po prostu... grał w szachy... w wojnę... w klasy. Cholera. Czy wszyscy arystokraci muszą być tacy spokojni?!
- Dobrze. Gdybyś powiedziała o zanikach pamięci, zacząłby coś kojarzyć. Teraz jest zbity z tropu. Trzeba to wykorzystać... Co z Camilą? Powiedziałaś że wie?
- Tak. Powiedziałam że kiedyś spotkałam ją na Pokątnej, a potem pojechała do Francji. Camila dotarła tutaj wcześniej. Powiem jej jaka jest wersja...
- Wie. Właściwie, to sama to wymyśliła.
"Musisz tyle myśleć?!"
- Dobrze. Możesz już iść, Juliet. Musisz niestety poczekać godzinę u Camili. Przyjeżdża tutaj... Czarny Pan i kilku... kolegów. Właściwie, to już tu są. Draco, musisz iść na spotkanie.
*Perspektywa Dracona*
Juliet wyszła z pokoju.
- Synu, poradzisz sobie. Godzina.
''Godzina... ale mordu... Ćwiczyłem Oklumencję, więc będzie dobrze...
Wyszedłem z ojcem z gabinetu. Poszliśmy do sali, w której przyjmowaliśmy gości. Na środku postawiono długi stół, przy którym dzisiaj zgromadzili się Śmierciożercy którzy byli najbardziej ''wpływowi''. Jedynym źródłem światła był kominek, z którego wydobywały się ogniste języki, które raz po raz wyrzucały na dywan czerwone iskry. Przed kominkiem siedziała postać której najbardziej się bałem, i która była ostatnią którą chciałbym właśnie widzieć - Lord Voldemort ze swoją drogą Nagini.
- Możemy już zaczynać... - powiedział Voldemort. - Dobrze... Glizdogonie, przyprowadź gości...
Glizdogon wyszedł z pokoju.
- Draconie... Zabini...
Spojrzałem na Voldemorta, próbując jakoś zamaskować strach w oczach.
- Mam dla was specjalne zadania. Jesteście naszymi wtyczkami w Hogwarcie. Zabini, ty do końca roku masz naprawić Szafę Zniknięć...
Wiedzieliśmy gdzie znajduje się Szafa i jakie ma zastosowanie. Voldemort chciał napaść na Hogwart.
- A ty Draconie, za pomyślne wykonanie zadanie otrzymasz nagrodę w postaci pełnego wstąpienia w nasze szeregi. Dostaniesz ten przywilej, wypalenia na swojej ręce Mrocznego Znaku. Jeśli zawiedziesz... - tu uśmiechnął się krzywo. - Wiesz co cię czeka...
- P-proszę... - łkała Narcyza Malfoy. - ... Czemu mój syn... Czemu on...
Voldemort przerwał jej jednym spojrzeniem.
- Zadanie polega na zabiciu Albusa Percivalda Wulfryka Briana Dumbledora...
Na sekundę moje serce przestało bić.
''Czy... czy ja mogę zabić? Czy... czy jestem tak... zły? A może dojrzały? Czy dojrzały znaczy zdolny do zabijania? Ja... tego... proszę, nie ja... proszę, zmień zdanie... proszę... on... mnie... zabije...''
- Mam nadzieję że rozumiecie... Ach... są już goście...
Do pokoju wszedł Glizdogon, prowadząc dwóch ludzi - kobietę i mężczyznę. Tak jak wszyscy którzy tu trafili, mieli mnóstwo blizn na twarzy, zapewne po torturach.
- Przedstawię wam Państwo Velvet. Rodzice jednej dziewczyny z Hogwartu. Gryfonki...
Bałem się. Ale nie o mnie, o Juliet. Ona jest Gryfonką. Skoro tutaj trafiają rodzice Gryfonów, to co Voldemort zrobi Gryfonce.
- Apropo rodziców. Co z WASZĄ córką, Bellatrix i RUDOLFIE?
Cisza. Cisza oczekiwania.
- Trafiła do Hogwartu. - powiedziała Bellatrix.
- Jaki dom?
- ... Gry... Gryffind-dor...
Voldemort... uśmiechnął się. Zaczął się śmiać. Był to śmiech szaleńca.
- To wręcz IDEALNIE!!! IDEALNIE!!! Mamy wtyczkę... Jest tutaj?
Rudolf pokiwał potakująco głową.
- Dobrze... Draconie mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie... Zostaniesz pięć minut po spotkaniu... a teraz nasi goście... AVADA KEDAVRA! AVADA KEDAVRA!
...
* Perspektywa Juliet*
Ja i Camila udałyśmy się do ogrodu Malfoy'ów. Musiałyśmy znaleźć stare drzewo wielkości człowieka. Było to trudne, ponieważ wszystko było w tym ogrodzie nowe i zadbane. Dopiero po około 30 minutach. znalazłyśmy odpowiedni konar.
- Co teraz?
- Muszę narysować symbol dementora. Zaraz... to był ''x''.
Wyryłam w korze znak nożycami które znalazłam na ławce.
- ... A teraz?
- Powiem zaklęcie...
- A jak TYM się steruję?
- Dementor będzie się zachowywał jak zwykły dementor, tylko będzie hologramem.
- A jak zniknie?
- Gdy ja odwołam zaklęcie. Musimy poczekać na innych...
I musiałyśmy poczekać... w końcu na plac przed twierdzą wylali się niektórzy Śmierciożercy. Rozpoznałam Luciusa, Bellę, Narcyzę, Rudolfa i Anastazję.
- Piljijote!
Dementor zaczął lecieć na plac. W ruch poszły różdżki.
- Lucius i Narcyza mają pawie... - powiedziałam.
- Mama łabędzia... - powiedziała Camila.
- Bellatrix i Rudolf nie rzucają... nie mogą... nie mają miłych wspomnień...
Zdjęłam zaklęcie i razem z Camilą podeszłyśmy do innych.
- Matko... dementor... Bałyśmy się... - powiedziała Camila.
- Dobrze że wam nic nie jest. - powiedziała Bellatrix.
- Oui... Oui... Dobrze... Musici iść do Hogwart... Draco 'araz do was dołoczy... Za pić minut Świstoklik...
***
Gdy weszłam do mojego pokoju w dormitorium, od razu rzuciłam się na łóżko.
''Jutro mamy wolny dzień. Dzięki ci, Dropsie. 31 października - Noc Duchów.''
Ziewnęłam i odpłynęłam w obięciach Morfeusza. Byłam już zbyt zmęczona aby się przebrać. Na drugi dzień, jakaś sowa domagała się wpuszczenia do pokoju. Thea jeszcze spała, więc bezgłośna operacja wpuszczenia sowy do pokoju była dość trudna. Ptak miał przy nóżce czarną kopertę.
Szanowna panno Green,
Z wielką żałobą, informujemy panią, że w dniu 30 października przy Peacock Street, zostały znalezione dwa ciała, rozpoznane jako Pan i Pani Green. O godzinie 18.47 przy tej samej ulicy zostało rzucone zaklęcie Morsmorde. Sprawców nie znaleziono. O postępach w śledztwie będziemy panią zawiadamiać.
Z wyrazami szacunku,
Amelia Bones
Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów
W jednej sekundzie mój świat legł w gruzach. Nie potrafię tego opisać. Wszystko stało się inne. Bezwartościowe. Wybiegłam jak najszybciej z pokoju. Nie obchodziło mnie gdzie idę. Obchodziło mnie tylko jedno - muszę znaleźć miejsce gdzie będę sama. Tylko ja... Ja...
----------------------------------------------------------------
Scarlett Kalton - Kartka z Pamiętnika (Ten nowy)
Oh My Fucking God! Nie no, nie mogę! Aaaaaa! Nie napiszę teraz nic sensownego!
OdpowiedzUsuńOch , twoi "Rodzice " umarli....mimo iż rodzice w nawiasie to jednak ....smutaśne . Ale kocham twoje opowiadanka . Zapraszam do siebie-http://jade-fright-hogwartstory.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOoo ludzie... Ja nie mogę... *.* cudo *-* nie napiszę teraz chyba nic sensownego :D czekam na next <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń