Leżałam w moim łóżku, próbując zrozumieć to czego dowiedziałam się jakieś 12 godzin temu. Całą noc nie spałam. Kto by spał... Nie rozumiałam niczego. Cały mój świat się zawalił. Czekałam tylko na list od rodziców. Tych prawdziwych. Choć... wtedy już nic nie wiedziałam... Każdy mógł przecież podrobić moją bliznę.
''Układanka powoli zaczyna się układać... Moje pierwsze wspomnienie o Greenach pojawia się gdy miałam około 4 lata. Przecież każdy pamięta rzeczy tylko z tego okresu... ale moje to wspomnienie było dziwne. Jakbym dopiero wtedy się narodziła. Widziałam dziwny błysk i jednocześnie ogarniającą mnie ciemność. To Greenowie po raz pierwszy otoczyli mnie opieką. Jednak głos Bellatrix... mamy, był dla mnie znajomy... był mi przyjazny...''
Filon zapukał dziobem w szybę przerywając moją zadumę. Wpuściłam zwierze do środka, jednocześnie ściągając mu czarną kartkę z nogi. Światło wchodzącego słońca nie oświetlało dobrze wiadomości, lecz moje oczy były odporne na większe ciemności.
Kochanie!
Od razu przejdę do rzeczy - gdy miałaś 4 latka do naszego domu wdarła się armia Dumbledora. Mieli rozkaz zabić wszystkich w domu. Dostali się do salonu. Moody chciał zgaśić lampy i rzucił zaklęcie Nox. Niestety, zaklęcie trafiło w ciebie. Zdołaliśmy uciec, ale musieliśmy ciebie ukryć. Oddaliśmy cię do jednej z normalnych czarodziejskich rodzin. Musieliśmy się sporo namachać różdżkami. Dopiero zdecydowaliśmy ci powiedzieć prawdę. Nie wiem czemu dopiero teraz przybyłaś do Hogwartu. Ja i tata cieszymy się z powodu krzyknięcia przez Tiarę ''Gryffindor''.
Dobrze poradziłaś sobie ze smokiem. Czarny Pan kazał wypuścić smoka na Hogsmeade. Gdy tylko się o tym dowiedzieliśmy, napisaliśmy.
Muszę już kończyć. Mam nadzieję że niedługo spotkamy się w lepszych okolicznościach niż wczoraj.
Całuję, mama.
''Wszystko jasne... rodzice musieli rzucić na mnie Obliviate. Moody... on rzucił zaklęcie...
Przecież... ja miałam z nim mieć lekcje kontroli nad darem. Świetnie... będę musiała grać... i to całkiem nieźle. Czarny Pan... rodzice nazwali go Czarnym Panem. Czy to znaczy że też będę musiała go tak nazywać? Muszę nosić Mroczny Znak? Muszę wybrać stronę? Dobro a zło? Choć... kto właściwie jest dobry a kto zły? Oczywiście, Dumbledor jest dobry, a Voldemort zły, ale co z rodzicami?' '
Czarny kot Thei - Romeo, poruszył się na łóżku przyjaciółki.
- Jul? Nie śpisz? Jest piąta. - powiedziała głosem osoby marzącej o ciepłej kołdrze i wygodnej poduszce.
- Czy gdybyś miała wybrać po której stronie w walce byś stała, Voldemort albo Dumbledor, kogo byś wybrała?
- Ja... Dumbledora, oczywiście...
- Wiesz, chyba już czas, abym ci coś powiedziała...
***
- Ale... zaraz... to nie możliwe abyś była córką...No... kitujesz mnie.
- Czy kiedykolwiek cię okłamałam?
- Nie...
- Więc musisz mi zaufać.
Thea westchnęła i zaczęła masować sobie szyję.
- Ale... nie mogę sobie tego wyobrazić. Przecież ty nikomu nic nie zrobiłaś...
- Rodziców się nie wybiera. Może... Bellatrix naprawdę mnie kocha?
- Każda matka kocha swoje dziecko. Zawsze w jakimś stopniu...
Spojrzałam na swój mugolski zegarek.
- Zaraz siódma. Musimy się zbierać.
Po piętnastu minutach byłyśmy gotowe. Zajęłyśmy ostatnie miejsca przy stole Gryfonów.
Dzisiaj patrzyli się na mnie inaczej - niektórzy nadal byli przerażeni. Inni za to patrzyli na mnie jak na kogoś z kim należy się zaprzyjaźnić. Jeszcze lepiej.
- Juliet... - usłyszałam delikatny, męski głos, który przyprawił mnie o dreszcze. Głos należał do Dracona. - Ja... chciałbym jeszcze raz podziękować. Za ratunek... yyy...
Chłopak miał rękę w gipsie i kilka szwów na twarzy. Wyglądał na bardzo chorego - blada twarz, since pod oczami i lekko zeszklone oczy. Biedak...
- To był tylko jeden bohaterski czyn. Nic wielkiego.
Miał piękny uśmiech.
- Ale... jednak to było coś. - ujął moją rękę. Poczułam że pomiędzy moje palce wsadza małą karteczkę. - To...
-... Do kiedyś.
- Do kiedyś...
Blondyn odszedł do stołu Ślizgonów. Co chwila spoglądał na mnie znad tostów.
Przy pierwszej okazji rozwinęłam kartkę.
Spotkajmy się dzisiaj o 17.00 na błoniach.
''No, no. Ciekawe czy chce porozmawiać o moim darze czy od razu pójść dalej...''
***
- Jul, idziesz dzisiaj na ''casting'' do Gryfońskiej drużyny Quidditcha? - zapytała Thea, podczas naszej pielgrzymki do biblioteki na przerwie.
- Jako gracz czy na trybuny?
- Gracz, oczywiście.
- O nie. Nie. Nie. Nie.
- No proszę... zrób to dla mnie. Jesteś dobra w Quidditcha! Na ostatniej lekcji zmiotłaś wszystkich!
Thea zrobiła smutne oczy i wysunęła trochę brodę.
- Grr... wiesz jak ta mina działa na facetów? A jak działa na mnie to już nie wspomnę...
- Jej! Zobacz ogłoszenie!
Pokazała mi ogłoszenie na tablicy.
Zapisy do Gryfońskiej
drużyny Quidditcha
Wszystkich chętnych na stanowisko paukarza, obrońcy lub ścigającego zapraszam dzisiaj na szkolne boisko od Quidditcha na godzinę 15.30.
Kapitan drużyny
Harry Potter
- 30 minut po obiedzie. Mam nadzieję że to potrwa godzinkę albo półtorej...
- Czemu? Ja bym chciała dłużej polatać na miotle.
- Umówiłam się z Draconem na 17 na błoniach.
- Nie...
- Tak...
- Mamo... no to trzymam kciuki za zegarek.
Dzwonek zwiastujący śmierć w postaci OpCM'mu właśnie zadzwonił.
***
''Świetnie... mam piękne sprawozdanie z dwóch ostatnich lekcji. OpCM był jak zwykle okropny. Snape sterczał nade mną i w psychiczno-brutalny sposób wyjawiał mi swoją opinię na temat mojego rzucania zaklęć. Thei nie szło dobrze. Za to na Elikskirach było zdecydowanie lepiej. Harry i Ron po wejściu do klasy wzięli nowe podręczniki. Potem Slughorn kazał nam uwarzyć Eliksir Wiggenowy. Dla mnie eliksir nie stanowił problemu. Cały przepis miałam w głowie. Tylko Harremu szło dobrze. Po całej klasie latały korzenie drzewa Wiggenu a na podłodze nieprawidłowo zrobione eliksiry wypalały małe dziury. Walka trwała pomiędzy mną a Złotym Chłopcem. Z czasem szliśmy łeb w łeb. Miałam jednak nad nim przewagę, ponieważ ja nie korzystałam z książki. Slughorn miał potem dylemat, bo nie wiedział który eliksir jest lepszy. Ja i Harry wyszliśmy z W. Rodzice powinni być zadowoleni...''
Przypominałam sobię ostatnią lekcję ubierając się w szatni w strój do Quidditcha. Sprawdziłam czy moje buty są napewno dobrze zawiązane i ruszyłam na boisko. Wszyscy mieli już zapisane nazwiska na karcie zgłoszeniowej i byli gotowi. Gdy dopisałam na kartę swoje nazwisko, rozpoczął się ''casting ''. Wszyscy byli nieźli. Prawie każdy umiał odbić wszystkie piłki, każdy umiał dobrze bronić i każdy potrafił zdobyć trochę punktów. Przynajmniej większość...
Zanim przyszłam na boisko, uważałam że pomysł Thei był nawet fajny, ale im dłużej patrzyłam na moją konkurencję, tym bardziej odechciewało mi się patrzeć na miotłę. Gdy przyszła moja kolej, poczułam że ręce mi się trzęsą. Najpierw miałam obronić 3 strzały od Harrego.
''Pewnie się na mnie trochę wyżyje za eliksiry... zobaczymy''
Czasem muszę znaleźć rzeczy które mnie nakręcają. Choć wiedziałam że Harry nie zrobiłby tak, to za każdym razem gdy Harry odbijał piłkę, wyobrażałam sobie jak rzuca mi obelgi w twarz. Zanim się zorientowałam, trzy kafle były już odbite. Potem miałam odbić tłuczek najdalej jak tylko mogłam. Nie mogę powiedzieć że odbiłam najdalej...
Potem miałam wziąść kafla, lawirować pomiędzy innymi zawodnikami i zdobyć 10 punktów. Nie wystartowałam najlepiej, ale szybko nabrałam prędkości i sprawnie lawirowałam pomiędzy innymi. Nikt nie mógł mnie doścignąć i odebrać kafla. Kilka sekund potem kafel leżał na ziemi po drugiej stronie obręczy. Byłam ostatnia, więc od razu ogłoszono wyniki.
- Na stanowisku paukarza będzie grać...
''Zaraz, o czymś zapomniałam...''
- Ściągającymi będą...
''Jest 16.58...''
- A obrońcą będzie...
''DRACO!''
- Przepraszam, muszę coś zrobić...- powiedziałam, po czym wbiegłam do szatni.
***
Draco czekał na mnie na błoniach.
- Cześć. - przywitał mnie.
- Cześć.
- Chciałbym coś wyjaśnić. Wiem że jesteś córką Lestrange'ów. Wiem to od rodziców. Znam także historię twojego dzieciństwa.
Byłam trochę... zmieszana.
Oczywiście, każde zdanie przez nas wypowiedziane kończyło się długą przerwą. W trakcie ciszy mogliśmy pozbierać myśli.
- To... dobrze. Więc... jesteś Śmierciożercą?
- Nie wiem... to znaczy, jeszcze... to znaczy, nie. Nie wiem czy Sama-Wiesz-Kto wyrazi na to zgodę. Ale nie możemy tu teraz tak stać. Muszę przyprowadzić cię do Malfoy Manor.
- Malfoy Manor? Teraz?
- Tak. Idziemy?
- yyy... no... ehhhh... Dobrze. Chodźmy...
Draco wziął mnie za rękę i weszliśmy do Zakazanego Lasu. Spotkaliśmy dwóch... Śmierciożerców, z którymi aportowaliśmy się do jakiegoś ogrodu. Za drzewami zobaczyłam wielką, wywoływującą respekt twierdzę. To była Malfoy Manor.
Przypominałam sobię ostatnią lekcję ubierając się w szatni w strój do Quidditcha. Sprawdziłam czy moje buty są napewno dobrze zawiązane i ruszyłam na boisko. Wszyscy mieli już zapisane nazwiska na karcie zgłoszeniowej i byli gotowi. Gdy dopisałam na kartę swoje nazwisko, rozpoczął się ''casting ''. Wszyscy byli nieźli. Prawie każdy umiał odbić wszystkie piłki, każdy umiał dobrze bronić i każdy potrafił zdobyć trochę punktów. Przynajmniej większość...
Zanim przyszłam na boisko, uważałam że pomysł Thei był nawet fajny, ale im dłużej patrzyłam na moją konkurencję, tym bardziej odechciewało mi się patrzeć na miotłę. Gdy przyszła moja kolej, poczułam że ręce mi się trzęsą. Najpierw miałam obronić 3 strzały od Harrego.
''Pewnie się na mnie trochę wyżyje za eliksiry... zobaczymy''
Czasem muszę znaleźć rzeczy które mnie nakręcają. Choć wiedziałam że Harry nie zrobiłby tak, to za każdym razem gdy Harry odbijał piłkę, wyobrażałam sobie jak rzuca mi obelgi w twarz. Zanim się zorientowałam, trzy kafle były już odbite. Potem miałam odbić tłuczek najdalej jak tylko mogłam. Nie mogę powiedzieć że odbiłam najdalej...
Potem miałam wziąść kafla, lawirować pomiędzy innymi zawodnikami i zdobyć 10 punktów. Nie wystartowałam najlepiej, ale szybko nabrałam prędkości i sprawnie lawirowałam pomiędzy innymi. Nikt nie mógł mnie doścignąć i odebrać kafla. Kilka sekund potem kafel leżał na ziemi po drugiej stronie obręczy. Byłam ostatnia, więc od razu ogłoszono wyniki.
- Na stanowisku paukarza będzie grać...
''Zaraz, o czymś zapomniałam...''
- Ściągającymi będą...
''Jest 16.58...''
- A obrońcą będzie...
''DRACO!''
- Przepraszam, muszę coś zrobić...- powiedziałam, po czym wbiegłam do szatni.
***
Draco czekał na mnie na błoniach.
- Cześć. - przywitał mnie.
- Cześć.
- Chciałbym coś wyjaśnić. Wiem że jesteś córką Lestrange'ów. Wiem to od rodziców. Znam także historię twojego dzieciństwa.
Byłam trochę... zmieszana.
Oczywiście, każde zdanie przez nas wypowiedziane kończyło się długą przerwą. W trakcie ciszy mogliśmy pozbierać myśli.
- To... dobrze. Więc... jesteś Śmierciożercą?
- Nie wiem... to znaczy, jeszcze... to znaczy, nie. Nie wiem czy Sama-Wiesz-Kto wyrazi na to zgodę. Ale nie możemy tu teraz tak stać. Muszę przyprowadzić cię do Malfoy Manor.
- Malfoy Manor? Teraz?
- Tak. Idziemy?
- yyy... no... ehhhh... Dobrze. Chodźmy...
Draco wziął mnie za rękę i weszliśmy do Zakazanego Lasu. Spotkaliśmy dwóch... Śmierciożerców, z którymi aportowaliśmy się do jakiegoś ogrodu. Za drzewami zobaczyłam wielką, wywoływującą respekt twierdzę. To była Malfoy Manor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jesteś = skomentuj
Przyjmuję krytykę